12/09/2022
Podzielę się moją przygodą, lekcją której doświadczyłem. Może komuś się przyda w tym, aby nie tracić nadziei, że beznadziejną sytuację można dobrze wykorzystać. Lecąc, podziwiam krajobrazy, przelatujące ptaki, obserwuję życie na ziemi. Wszyscy gdzieś jadą, gonią, załatwiają swoje sprawy. Ptasia perspektywa daje dystans do tego wszystkiego. Inny świat, inne doznania i zagrożenia. Wiedziałem o tym. Minąłem jedną z wiosek, przesuwając rękę przez przypadek musnąłem przełącznik zapłonu, silnik zamilkł, śmigło stanęło i zamiast mnie pchać zaczęło stawiać opór. Nastała cisza, tylko szum ciętego skrzydłem powietrza. Zamiast lecieć przed siebie, tam gdzie planowałem w jednej chwili wszystko zaczęło dziać się na odwrót. Chcę w górę, a tu w dół, wbrew mojej woli, moim planom. W pierwszej chwili, panika i niedowierzanie, jak to... mi coś takiego nie może się przytrafić. Czas stanął w miejscu, sekunda była jak kwadrans. Ziemia była coraz bliżej, a ja zacząłem szukać miejsca gdzie zakończę swój lot. Miałem z tyłu głowy, że jeśli dobrze je wybiorę przy odrobinie szczęścia i umiejętności poradzę sobie, ale strach pozostał. Strach przed tym na co nie mam wpływu, po prostu, pozostałem sam na sam z losem i tym co mam w głowie, rękach. Kilka chwil później zorientowałem się jaki popełniłem błąd i dlaczego spadam. To nikt inny nie wpakował mnie w tarapaty, to nie był zły los, samemu do tego doprowadziłem. Przez przypadek, a może własne dyletanctwo? Chciałem naprawić co spieprzyłem. Wiedziałem, że lecę w dół, albo coś z tym zrobię, albo grawitacja nieuchronnie sprowadzi mnie na ziemię. Potrzebowałem czasu i prędkości. Ustawiłem przełącznik w pozycji "zapłon" i ściągnąłem sterownice najbardziej jak mogłem, aby przyśpieszyć tak bardzo jak tylko się da. Szaleństwo, ale to było jedyne wyjście. Widok ziemi robił się coraz wyraźniejszy, a powietrze zaczęło huczeć w uszach. Mocniejszy wiatr napędził śmigło, zaczął nim obracać i silnik odpalił. Do ziemi było jeszcze daleko. W czarnym scenariuszu wybrałem miejsce gdzie się rozbiję. W pozytywnym, miałem nadzieję, że odpalę silnik, lub po prostu bezpiecznie wyląduję jak szybowiec, bez silnika, w końcu tyle razy to trenowałem. Wyląduję może nie tam gdzie planowałem, ale cały, nie krzywdząc przy okazji innych. Jednak mogłem lecieć dalej. Lekcja jaką wyciągnąłem z tej przygody jest taka, że nawet najgorszy moment można wykorzystać do czegoś dobrego. To że spadasz w dół na łeb na szyję, nie oznacza od razu tragedii, o ile w porę podejmiesz decyzję, zaczniesz coś z tym robić i nie pozwolisz dojść do głosu własnym lękom.